środa, 29 maja 2013

You should never be affraid...



- O cholera - wyszeptała po polsku, kiedy zbliżył się jeszcze bardziej. Uniósł w zdziwieniu jedną brew, po czym dotknął wargami jej ust. Przez moment wydawało jej się, że jest w niebie. Ale tylko przez moment, bo za chwilę poczuła jak się odsuwa.
- Lepiej wracajmy do stolika, nasze gołąbki wróciły - powiedział, patrząc gdzieś nad jej ramieniem. Aga, zbyt oszołomiona, żeby myśleć, dała się poprowadzić i usiadła na sofie. Po chwili dołączyli do nich Bastian i Steven. Musiała dziwnie wyglądać, bo aktor spojrzał na nią z niepokojem i spytał, co jej jest.
- Pewnie jest zmęczona - odpowiedział za nią szatyn. - W końcu cały dzień musiała nas znosić.
- Tak, rzeczywiście... - słabo potwierdziła Agnieszka. - Jeszcze te drinki...
- Lepiej ją odwieź do domu, Matt - poradził Steven. - Jeszcze nam tu biedna zaśnie na stole.
- Tak, jedźcie - przytaknął Bastian. - Nie martwcie się o nas, zobaczymy się jutro.
- Dobrze, w takim razie... - pożegnali się, Aga wzięła torebkę i wyszli.
Świeże powietrze, mimo, że wręcz gęste od wilgoci, stanowiło miłą odmianę po papierosowym dymie. Odetchnęła głęboko kilka razy, przy okazji odzyskując zdolność myślenia. Spojrzała na idącego pół kroku z tyłu szatyna, ale on akurat rozglądał się za taksówką. Niestety, żadnej nie było w zasięgu wzroku.
- Nic nie szkodzi, możemy się przejść - powiedziała. On tylko kiwnął głową i ruszyli w stronę centrum.
- Dlaczego nic nie mówisz? - spytała po kilku minutach krępującej ciszy. Nie doczekała się jednak odpowiedzi. - Jeżeli martwisz się tym... tym, co zaszło, to możemy udać, że nic się nie stało, i tyle.- To milczenie zaczynało działać jej na nerwy.
- Myślisz, że żałuję? - odezwał się w końcu, patrząc na nią i przystanął w miejscu. Z jego twarzy nie mogła nic wyczytać.
- Nie wiem, co myślisz - odparowała, zirytowana. - Nie znam cię. Ale jeśli masz zamiar nie odzywać się przez całą drogę z powodu jednego pocałunku, to ja...
- Uważasz ,że to był pocałunek? - wtrącił.
- ... znakomicie poradzę sobie... że co? - zbił ją z pantałyku.
- To w klubie. To nie był pocałunek - wyjaśnił, przybliżając się do niej.
- Aha. - No tak, bardzo inteligentna odpowiedź. Ale miała totalną pustkę w głowie. Wypity alkohol wcale nie pomagał w logicznym myśleniu. A może to jego twarz, która nagle pojawiła się tak blisko, spowodowała ten zamęt?
- Moja droga, TO jest pocałunek - wyszeptał, po czym przycisnął usta do jej warg. Dziewczyna zaskoczona chwyciła go za koszulę, aby nie stracić równowagi. Poczuła delikatny dotyk języka na skórze, więc instynktownie rozchyliła wargi. Kiedy pogłębił pocałunek, poczuła słodki smak jego ust. Przestała myśleć, zatraciła się całkowicie.
Czuła pulsowanie krwi w skroniach.
Czuła serce bijące jak oszalałe.
Czuła miękkość jego warg i niecierpliwy język,badający jej wnętrze.
Zimny mur za plecami.
Gorące dłonie na jej udach.
Jęknęła cicho.
Ten dźwięk przywrócił go do rzeczywistości, bo odsunął się nagle, ciężko dysząc.
- Przepraszam - powiedział, przeczesując palcami włosy, co sprawiło, że teraz śmiesznie sterczały do góry.
- W porządku, nic się nie stało - patrzyła na chodnik, wkurzona i rozczarowana. Wkurzona na siebie, że ten facet tak na nią działał, i rozczarowana tym, że on jednak żałuje. Poprawiła brzeg sukienki i ruszyła przed siebie, ale Matt złapał ją za łokieć, zmuszając tym do zatrzymania. Błysnęło i po chwili po niebie przetoczył się grzmot. Pogoda idealnie oddawała stan jej emocji.
- Nie rozumiesz - powiedział.
- Ależ doskonale rozumiem...
- Nie, nic a nic. Pozwól mi wyjaśnić.
Kiwnęła głową, uwalniając się z jego uchwytu i zakładając ręce na piersiach. Szatyn odetchnął głęboko, jeszcze raz przejechał dłonią po włosach, i wbijając wzrok w płyty chodnikowe, zaczął mówić z prędkością karabinu maszynowego:
- Chodzi o to, że mnie pociągasz. I to bardzo. Nawet sobie nie wyobrażasz. Od chwili, kiedy na mnie spojrzałaś w tym teatrze, mam ochotę rzucić się na ciebie. Nie masz pojęcia, ile sił kosztowało mnie kontrolowanie się przez cały ten czas. Zazwyczaj nie jestem takim mrukiem. Problem w tym, że ja już kogoś mam. To znaczy, spotykam się z kimś od jakiegoś czasu. I planujemy wspólną przyszłość.
Aga powoli wypuściła powietrze z płuc. No tak, mogła się tego domyślić. Należy do tych 10%, którzy są hetero, ale już zajęci...
- W porządku - powtórzyła cicho. - Miło mi, że się do tego przyznałeś. Inny facet na twoim miejscu skorzystałby z okazji.
- Sęk w tym, że ja mimo wszystko nadal mam ochotę z tej okazji skorzystać - wyznał, patrząc jej w oczy.
Od razu zrozumiała. Proponował jej dwa wyjścia. Albo całkowicie oszaleje i wda się w krótkotrwałą przygodę z nieznajomym, ale cholernie działającym na jej zmysły facetem, albo... po prostu zapomną o tym incydencie przed chwilą, potraktują się miło i uprzejmie, jak na obcych przystało, po czym wrócą każde do swojego życia. Z tym, że ona będzie później zadręczać się pytaniami w stylu "Co by było, gdyby..?".
Musiała podjąć decyzję. I to w tej chwili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli po lekturze przyszło ci coś do głowy - nie krępuj się, napisz :)